"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"
W.Jagielski
RELACJE Z WYPRAW >>> Filipiny/Hongkong/Macao
Dzień 14 * 18 Grudnia/wtorek * Sibuyan Island/Magdiwang – San Fernando
Jedziemy starym, rozklekotanym jeepneyem do Cajidiocan 1,5 godz (100 P + 50 P bagaż). Czasami na Filipinach płacimy dodatkowo za bagaż, ale brak jest w tej kwestii jasnych reguł. Należy przyzwyczaić się także do tego, że czas na Filipinach to pojęcie względne. Jeepney ma odjechać o 9 rano, a odjeżdża 20 min wcześniej. Po drodze następuje tankowanie z butelek o pojemności 1 galona. Koszt takiego galona benzyny to 157P. Samochód, którym jedziemy ma spalić na odcinku 36 km 3 galony paliwa. W porcie Cajidiocan dowiadujemy się, że 2 godziny temu odpłynęła łódź na sąsiednią wyspę Masbate. Następna łódź będzie w niedzielę czyli za 5 dni.
Natomiast regularne linie promowe nie mają żadnych połączeń z Masbate czy też z Panay. W porcie bardzo duża liczba jeepneyi i tricykli oczekuje na statek z Manili, który ma lada moment zawinąć do portu. Zawija on do tego portu raz lub 2 razy na tydzień i płynie z powrotem. Jest to ten sam statek, który pół roku później, latem 2008 r, zatonął 2 km od brzegu tej wyspy wywracając się do góry dnem w czasie potężnego sztormu wioząc ponad 800 pasażerów. Tricyklem jedziemy do San Fernando (200 P) odległego o 17 km. W miasteczku są 2 hotele, jeden w centrum a drugi nas samym morzem Sea Breeze Inn w którym nocujemy (400 P). Gospodyni Etta Romeo-Fabreo jest bardzo uprzejma, mówi, że jesteśmy drugimi Polakami mieszkającymi u nich. Pierwsi byli kilka lat temu. Wpisujemy się
do książki gości. Następnie kąpiel w spokojnym Pacyfiku. Na lunch jemy małe rybki o nazwie Matangbaka czyli „Ice of the cow” oraz surówkę z małymi pomidorami i bakłażanem.
W odległości ok. 2 km od miasteczka płynie najczystsza rzeka na Filipinach, podobno wygrała konkurs czystości rzek. Tam wśród pięknej, soczystej zieleni znajduje się mały ośrodek i kąpielisko w zakolu rwącej, górskiej rzeki z przeraźliwie zimną wodą. Atrakcją są skoki z betonowej wieży o wysokości ponad 10 m. Kolacja w hotelu to ryba o nazwie Dalagangbukid czyli „Lady from the mountain”.
Hotel ten powstał w 1996 roku. Na początku nocowało około 4-5 osób miesięcznie od grudnia do lutego. Od marca do listopada nie ma nikogo z turystów. W okresie panowania tajfunów czyli od czerwca do września nie dociera tutaj nikt, pozostałe miesiące także nie obfitują w gości. Obecnie, czyli 10 lat od założenia hotelu, miesięcznie zatrzymuje się tutaj około 20 turystów zagranicznych. Właścicielka hotelu twierdzi, że rocznie hotel przyjmuje nie więcej niż 50-60 cudzoziemców.
Wieczorem dowiadujemy się, że przypłynęła łódź z miejscowości Roxas na wyspie Panay, więc jutro rano będziemy mogli przenieść się na następną wyspę. Mamy szczęście, że nie musimy czekać kilku dni. Łódź przypływa nieregularnie i jest całkowicie uzależniona od pogody na morzu.