"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Indonezja - fascynacja i zdziwienie

Znowu jestem w Makassar, ponieważ mam stąd prom na Borneo, do Balikpapan. Otóż wykończyła się właśnie moja europejska cierpliwość kiedy dowiedziałam się, że prom indonezyjskich linii PELNIA ma jedynie 8 godzin opóźnienia. Oznacza to dla mnie spędzenie upojnej nocy wśród bagaży, tłumu ludzi i przybycie na Borneo o jakiejś niesamowitej nocnej godzinie. Czuję narastające zniecierpliwienie, myślę, że miło mieszkać w Europie, bo tu jest Kraina Dużych Dzieci! Postanawiam podzielić się moją frustracją z przyjaciółmi w Polsce i po wielu przygodach docieram do kafejki internetowej co wcale nie jest łatwe! Należy bowiem pokonać kilka przejść przez bardzo ruchliwe, szerokie ulice, a kierowcy polują na pieszych. Dosłownie! Jeśli kierowca widzi pieszego - natychmiast przyspiesza i należy wtedy wiać, gdzie popadnie! Można ukryć się na chodniku, jeśli człowiek zdąży pokonać sterty zalegających wszędzie śmieci, nie zostanie zaatakowany przez szczura wielkości psa lub przez kota bez ogona. Tutaj żaden kot nie ma ogona. Przypuszczam, że tutejsze pomysłowe dzieci nie tylko trzymają wróble na sznurkach, pompują żaby ale także obcinają kotom co popadnie. Zostawiłam mój plecak na posterunku policji w porcie mając nadzieję, że go jeszcze kiedyś zobaczę. I zwiałam stamtąd, ponieważ natychmiast obstąpili mnie ludzie, zadając jak zwykle mnóstwo pytań o męża, dzieci itd. Na każdą moją odpowiedź w indonezyjskim języku, który mam opanowany w sposób podstawowy, tłum reaguje głośnym „oooo!!!” czyli bardzo inteligentnie. Dotarłam w końcu do kafejki pojazdem zwanym beczak tzn. rowerową rykszą, w której za silnik służył dziadek mówiący po angielsku. To miło, że nauczył się języka obcego, ale ja wolałabym, żeby raczej zwracał uwagę na jakiekolwiek przepisy ruchu drogowego. Dziadek pedałował co sił w nogach pod prąd ulicą jednokierunkową, kompletnie nie zwracając uwagi na trąbiące samochody. Przez pewien czas zastanawiałam się, czy tutaj sygnalizacja świetlna działa odwrotnie? Tzn. czy czerwone światło oznacza przyzwolenie na ruch?? Po pewnym czasie zorientowałam się, że Indonezyjczycy nie zawracają sobie po prostu głowy sygnalizacją świetlną, jeśli w ogóle ona działa jakimś cudem. Trzeba mieć naprawdę silne nerwy, żeby nie zwiać z pędzącego pod prąd beczaka lub nie wysiąść z autobusu, ignorującego jakiekolwiek zasady ruchu drogowego. O Indonezji można długo opowiadać. Ja zainwestowałam w bilet na prom, którego nie ma, dopłaciłam całe 10 dolarów amerykańskich do pierwszej klasy, żeby mieć choć chwilę prywatności i spokoju… I dowiedziałam się w porcie, że jeśli opóźnienie przekroczy 24 godziny, mogę starać się o zwrot pieniędzy. Dojechałam sobie do portu po kąpieli, w czystych dżinsach, ze świeżo upranym plecakiem i nadzieją, że tym razem dotrę na miejsce o oznaczonym czasie. O naiwności! Po kilku godzinach oczekiwania w porcie, wyprawie beczakiem do kafejki, spacerze po zaśmieconych ulicach już nie przypominam czystej Europejki. Wszystko wraca do normy, spocona i brudna siedzę w porcie oparta o zniszczony plecak, odpowiadam znów na mnóstwo pytań o męża i religię, obok siadają zupełnie obcy ludzie i uczą mnie swojego języka, mając przy tym niezły ubaw. Są pogodni, roześmiani, nikt się nie denerwuje, częstują mnie jakimś pieczonym w bambusie ryżem i dość podejrzanie wyglądającą rybą, a ja czuję, że nie ma we mnie ani odrobiny frustracji, jeszcze kilka godzin temu okupującej mój umysł. W końcu ten prom chyba przypłynie?