"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Indonezja - fascynacja i zdziwienie

Do Indonezji należy prowincja Kalimantan, większa część wyspy, reszta stanowi własność Malezji (stan Sarawak i Sabah) oraz malutkiego, bogatego państewka Brunei. Przejechałam, przeszłam, przepłynęłam dużą część Kalimantan od wspomnianego portu do Pontianak, rozległego równikowego miasta i przeraził mnie ogrom zniszczeń tej wyspy. Wydaje się, że dni dzikiej przyrody są policzone, ponieważ na skutek braku uregulowań prawnych w zakresie eksploatacji naturalnych zasobów, chęci zysku i wszechobecnej korupcji wiele firm bezlitośnie niszczy kolejne skrawki lądu zamieniając je w kopalnie, lasy są bezwzględnie wycinane. Rząd nie jest zainteresowany ich ochroną, ponieważ zachodni inwestorzy dają możliwość dobrego zarobkowania zatrudnionym ludziom, a dla kraju jest to stały dopływ jakże potrzebnych dewiz. Sytuacja społeczna również nie jest najciekawsza. W Banjarmasin zatrzymałam się w maleńkim i bardzo skromnym hoteliku „Borneo”. Kiedyś, kilka lat wcześniej, musiało to być ulubione miejsce spotkań obieżyświatów, gospodarz świetnie mówił po angielsku, ściany oblepione były mapami, zdjęciami, widokówkami z całego niemal świata, które przysyłali tutaj byli goście. Tymczasem teraz panowała cisza i spokój, tętniące życiem miejsce zamarło. Dlaczego? Właściciel hotelu opowiedział mi o plemiennych walkach między społecznością Dajaków, w większości chrześcijan, rolników, prowadzących na wpół koczowniczy tryb życia a przedsiębiorczymi Madurańczykami, pracującymi w fabrykach i prowadzącymi sklepy muzułmanami. Utrapieniem Dajaków był madurański obyczaj zezwalający na noszenie caroca, dużego, zakrzywionego noża, co stanowi pogwałcenie adatu - dajackiego prawa zwyczajowego. Dajakowie uważali, że publiczne noszenie owej broni to wyrażanie pogardy dla nich i podkreślanie madurańskiego męstwa i odwagi. Chyba dziś trudno powiedzieć, jakie było rzeczywiste zarzewie konfliktu, w wyniku którego kilka lat temu walki ogarnęły miasto, były doniesienia o setkach obciętych głów i czarownikach przywołujących duchy wojowników, aby przerazić policję i wojsko. Pożary pochłonęły wiele budynków. W chwili obecnej panuje spokój, ale jak długo? Przypomniałam sobie opowieści z Sulawesi, gdzie podobne rozruchy też były czymś nowym, a okryte w ostatnich czasach złą sławą pobliskie Moluki przez dziesięciolecia szczyciły się przecież żyjącymi w zgodzie społecznościami muzułmanów i chrześcijan. Ale tłumienie wulkanicznej gwałtowności Indonezyjczyków nigdy łatwe nie było, a czasem iskra wystarczy…. Miasto Banjarmasin nazywane jest Wenecją Wschodu ze względu na położenie w ujściach rzek Martapura i Barito. Rzeki tworzą system rozległych kanałów nad którymi koncentruje się życie tutejszej społeczności - domy z drzewa, dykty, blachy leżą bezpośrednio nad wodą, budowane są na drewnianych palach, a z każdego w stronę środka kanału prowadzi wąska kładka do toalety-łazienki. Labirynt cieków wodnych służy więc jako droga transportowa, toaleta, łazienka, śmietnisko oraz miejsce zabaw dzieci. Wszystko w jednym. Pod względem sanitarnym to chyba jedno z najbardziej zaniedbanych miast w całym kraju, trudno więc zgodzić się z opisem w przewodnikach, że jest to jedno z najbardziej zachwycających miast w Indonezji. Możliwe, że jest to jedno z najbardziej interesujących miast, obserwowanie życia mieszkańców jest zajęciem fascynującym, a ich pogodne podejście do wszelkich przeciwności losu doprawdy godne podziwu. Płynąc wspomnianymi kanałami łódeczką zwaną klotok obserwowałam kobiety piorące nad brzegiem kanału, parę metrów dalej, w górę rzeki stały toalety, a całkiem niedaleko dzieci pluskały się radośnie w brunatnej wodzie. Główną atrakcją miasta są pływające targi Pasar Kuin i Pasar Lokbaintan, na wodzie odbywa się handel wszelkimi użytecznymi rzeczami. Inne małe łódeczki – klotoki spełniają rolę przydrożnych barów i oferują smakowite potrawy prosto z pokładu – szczególnie dobrze smakują pieczone w głębokim tłuszczu chlebki. Wypicie gorącej kawy stanowi pewne wyzwanie na bujającej się, maleńkiej łupince, ale po kilku nieudanych próbach ta sztuka również i mnie się udała, przy pełnym aplauzie zgromadzonych w pobliżu Indonezyjczyków. Targowisko na wodzie stanowi również raj dla fotografa- jaskrawe, żywe kolory szat kramarek zwinnie uwijających się na malutkich łódeczkach doskonale komponują się z barwami sprzedawanych przez nie owoców, warzyw i innych specjałów. Zadziwia natomiast niezwykła dbałość mieszkańców Indonezji o własną powierzchowność, szczególnie w tym mieście, gdzie warunki do utrzymania czystości i higieny wydają się szczególnie uciążliwe. Indonezyjczycy to naród niezwykle schludny, ludzie spotykani na ulicach noszą wyprasowane i czyste ubrania, bardzo często białe koszule, kobiety i dziewczyny - zwiewne, ale skromne i ładne sukienki…. Zachodziłam w głowę, jakim cudem potrafią być tacy ładni i schludni, kiedy ja po kilku dniach podróży przypominałam straszydło? Tajemnicy, jak dotąd, nie udało mi się odkryć. Może następnym razem? Z biednej, ale pięknej i fascynującej Indonezji przedzierając się piechotą przez dżunglę dotarłam do jednego z najbogatszych krajów Azji Południowo- Wschodniej, do Malezji. Po dwóch miesiącach podróży w bardzo różnych i bardzo uciążliwych warunkach, brudna i zmęczona dotarłam do jednego z najczystszych miast azjatyckich - Kuching. Moje zdziwienie nie miało sobie równych….