"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"
W.Jagielski
RELACJE Z WYPRAW >>> INdonezja - fascynacja i zdziwienie
Jakoś dogadałam się ze Stev’em, zależało mi szczególnie na tym, żeby wziąć udział w unikalnej i oryginalnej, a bardzo charakterystycznej dla tego regionu ceremonii pogrzebowej. Dowiedziałam się od mojego przewodnika, że właściwie odbywają się dwa pogrzeby - jeden bezpośrednio po śmierci, a następny, właściwy, następuje wiele dni a nawet miesięcy po zgonie, ponieważ wymaga wielu przygotowań oraz zaproszenia wielu gości. Razem ze zmarłym do grobu są mianowicie składane oprócz różnych przedmiotów codziennego użytku zwierzęta ofiarne, liczba których zależy od zamożności i pozycji umarłego człowieka. Zwierzęta ofiarne to przede wszystkim drogie i bardzo tutaj cenione bawoły wodne, a rodzina potrzebuje czasem wielu miesięcy celem zebrania odpowiedniej ich liczby oraz zgromadzenia odpowiedniej ilości środków pieniężnych, ponieważ ceremonia często kosztuje miliony rupii. Bardzo często jest to ogromnym finansowym obciążeniem dla rodziny, która z powodu konieczności zorganizowania tak wielkiej uroczystości popada w długi. Jednocześnie brakuje pieniędzy choćby na służbę zdrowia, więc słychać, szczególnie wśród młodego pokolenia głosy sprzeciwu wypowiadane w kierunku prastarych tradycji. Jako Europejka z Zachodu początkowo pomyślałam, że całkowicie rozumiem te „głosy rozsądku”, ale szybko zdałam sobie sprawę, że u nas, w centrum cywilizowanego świata jest mnóstwo kompletnie nierozsądnych zwyczajów jak choćby wyprawianie hucznych wesel zgodnie z bardzo rozsądną zasadą „postaw się a zastaw się”, prowadzących w wielu przypadkach do zaciągania pożyczek i kredytów, spłacanych przez kolejne lata. Ale powróćmy na Sulawesi… Do czasu „właściwego pochówku” zabalsamowane, zawinięte w tradycyjne płótno zwłoki rodzina przechowuje na strychu domu mieszkalnego. Woda, która pozostaje po umyciu ciała (koropi) jest zbierana w naczyniach wykonanych z bambusa, po czym wylewana na ziemię, gdzie następnie sadzi się drzewo (lambak). Ponad połowa mieszkańców Sulawesi deklaruje, że są chrześcijanami, dalsza część opowiada się za islamem. Wydaje mi się jednak – obserwując wciąż żywe obrzędy – że tradycyjna, animistyczna religia ALUK TOPOLO jest dominującą w umysłach ludzi
zamieszkujących tereny Tana Toraja. Wg wierzeń mieszkańców tej przepięknej krainy wszechświat jest podzielony na Ziemię, Świat Podziemny i Nadziemny, w którym króluje Stwórca Wszystkiego – Puang Matua. Pewien stary człowiek, spotkany na ceremonii pogrzebowej snuł opowieść o Bogu: „Puang Matua stworzył człowieka, ryż i bawoła w jednym dniu. Ten pierwszy człowiek nazywał się Datu Loku, pierwszy ryż Takebuku a pierwszy bawół La’elo. Ci trzej bracia ze swoim silnym nasieniem stali się naszymi przodkami. I dlatego do dzisiaj człowiek, ryż i bawół są ze sobą spokrewnieni. I dlatego nie mogą bez siebie egzystować…” Wg wierzeń ludzi zamieszkujących Tana Toraja życie na ziemi jest tylko przejściowe, a umarli udają się do PUYA, mitycznego świata za horyzontem. Droga do owego nowego świata jest trudna i najeżona niebezpieczeństwami, umarły może bezpiecznie go osiągnąć jedynie wtedy, kiedy wszystkie konieczne rytuały zastaną dopełnione przez jego żyjących krewnych. Dalsza podróż zmarłego do Świata Nadziemnego poprzez Święte Wzgórza Bambapuang wydaje się być już o wiele łatwiejsza…. Zwykle jednak umarli nie osiągają Nad świata, a jedynie Puya i tam pozostają, istniejąc dalej w harmonii z poświęconymi ofiarami, ponieważ ich dusze wędrują przez pozaziemskie światy wraz z duszą zmarłego człowieka. Jeśli zmarły nie zostanie pochowany zgodnie z obowiązującym rytuałem wówczas może nękać pozostałych przy życiu członków rodziny domagając się odpowiedniej dla swojego wieku i statusu ceremonii pogrzebowej, a rodzajów grzebania (Rambu Solo) można wymienić kilka. W miejscowości Kambira oglądałam ogromne drzewa, w pniach których umieszczane są w pionowej pozycji zmarłe, maleńkie dzieci, którym nie zdążyły wyrosnąć zęby. Steve wyjaśnił mi, że wg wierzeń dzieci będą wzrastać wraz z drzewem i dusze ich osiągną niebo, kiedy wyrosną im mleczne zęby. Zwykle jestem zasypywana szeregiem pytań dotyczących m.in. mojego wyznania. Teraz odwracam sytuację i pytam Stev’a o jego religię. Najwyraźniej moja ciekawość była dla niego kłopotliwa, a ja zaczęłam się nieźle bawić, ponieważ wielokrotnie miałam serdecznie dość setek pytań, jakimi zasypywali mnie ludzie. Czasem człowiek pragnął po prostu odrobiny spokoju i paru chwil tylko i wyłącznie dla siebie, natarczywy i ciekawski tłum drażnił. Wiele razy miałam serdecznie dość okazywanego mi na każdym kroku zainteresowania, a tu tymczasem wprawiłam w zakłopotanie Indonezyjczyka prosząc o odpowiedź na proste pytanie. Steve wyjaśnił mi, że jest katolikiem jak i pozostali mieszkańcy tego regionu, jednak stare tradycje i obrzędy są wciąż żywe. Wg jego teorii nie jest istotny rytuał jako taki a jedynie to, jakim się jest człowiekiem i jakimi zasadami w życiu człowiek się kieruje. Tutejsi księża też nie starają się zwalczać starych obrzędów, a jeden z nich nawet bierze udział w ceremoniach. Cóż, trzeba mieć w sobie dużo pokory i tolerancji, żeby umieć pogodzić ze sobą różne światy. Formalnie panuje więc tutaj protestantyzm i katolicyzm, jednak misjonarze są na tyle mądrzy, że Boga nazywają Puang Matua …. Miałam okazję rozmawiać z kilkoma misjonarzami przebywającymi na emigracji, którzy otrzymali niezwykły dar, a mianowicie mogli niezwykle głęboko i jakby podwójnie przeżywać własne człowieczeństwo, pozostając pod wpływem dwóch tak odmiennych kultur - swojej rodzimej oraz azjatyckiej, panującej w ojczyźnie z wyboru.