"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"
W.Jagielski
RELACJE Z WYPRAW >>> Filipiny/Hongkong/Macao
Dzień 5 * 9 Grudnia/niedziela * Sagada – Bontoc – Tinglayan
Śniadanie to naleśnik z bananem (85 P), grzanki z miodem (20 P) oraz okropna, niesmaczna kawa (20 P). Jeepney zaraz odjeżdża, wspinamy się z plecakami na dach, gdzie powoli robi się tłoczno. Widoki wspaniałe, bowiem droga wije się serpentynami w kierunku rzeki Choco, cały czas w dół. Podziwiamy malowniczy krajobraz, strome ściany, przepaście i liczne tarasy ryżowe. Po ok. 40 min. jazdy docieramy do Bontoc, gdzie wysiadamy, a kierowca kasuje od nas po 35 P. Miasto dość duże posiada własną uczelnię techniczną. Jeepney do Tinglayan (100 P) czeka na pasażerów na końcu miasteczka. Odjeżdża dopiero za 2,5 godz, udajemy się więc do restauracji w jednym z dwóch hoteli w mieście. Restauracja jest na piętrze, obiad smaczny, szybko i ładnie podany przez uprzejmych, zawsze uśmiechniętych Filipińczyków. Główne dania są po 80P, Cola za 15P (mała butelka). Dalsza podróż na dachu jeepneya okazała się niezwykłą przygodą, ponieważ uroda wijącej się wśród pionowych ścian wąskiej drogi zapiera dech w piersiach. Podziwiamy zręczność i umiejętności kierowcy pojazdu, ponieważ gruntowa droga jest piękna, ale też i niebezpieczna, czasem przebiega ok.500 m nad wijącą się w dole wzburzoną rzeką Choco, a jest tak wąską, że mieści się tu jedynie jeden samochód. Podziwiamy górski krajobraz i malownicze przełomy, ale nie polecamy tej wycieczki ludziom o słabych nerwach. Siedzieliśmy pełne 3 godziny na dachu na podłużnych prętach i aż do następnego ranka nasze pośladki przypominały nam o przebytej drodze. Pod koniec podróży na dach wsiadło około 15 dzieci wracających ze szkoły. W końcu dotarliśmy do miasteczka Tinglayan, w którym jedyny hotel stoi tuż przy drodze. Pokój prosty i czysty. Na wyposażenie łazienki składa się muszla porcelanowa bez przykrycia, kran przy podłodze oraz kubeł i polewaczka służąca do spłukiwania wody oraz polewania siebie podczas „kąpieli”. Warunki średnie, jesteśmy jedynymi gośćmi w hotelu. W porównaniu z innymi pokojami nasz wydał nam się apartamentem, którego koszt wynosi 300 P za noc i okazał się on najmniejszym w czasie całej podróży po Filipinach. Budynki budowane są tutaj na pionowych zboczach górskich tak, że nad naszym pokojem znajdują się inne, a hotelowa restauracja jest na poziomie gruntowej drogi, więc musimy się do niej wspinać. Na kolację otrzymujemy ryż z gotowanymi warzywami. Podczas posiłku właścicielka hotelu proponuje nam wycieczkę w góry do okolicznych wiosek. Znajdujemy się w prowincji Kalinga w której żyją plemiona górskie, a turyści nie zapuszczają się tutaj często. W wioskach górskich żyją jeszcze łowcy głów. Po długiej rozmowie stanęło na propozycji całodniowej wycieczki motorem do 4 wiosek. Kierowca ma być naszym przewodnikiem.