"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Filipiny/Hongkong/Macao

Dzień 38 * 11 Stycznia/piątek * Taytay - El Nido

Główną atrakcją miasta jest fort z roku 1667 położony nad morzem oraz dość stary kościół, w którym do dzisiejszego dnia są odprawiane msze. Z uwagi na brak banku i bankomatów walutę można wymienić jedynie w sklepie. Nowiutkim jeepneyem jedziemy do El Nido (150 P, czas przejazdu 2,5 godz.). Położone nad przepiękną zatoką małe, rybackie miasteczko posiada nieco ponad 150 miejsc noclegowych. W okresie, w którym przyjechaliśmy prawie wszystkie miejsca hotelowe były zajęte a ceny bardzo wysokie, nawet dużo ponad 100 USD za pokój. Po dość długim poszukiwaniu wchodzimy do travellers inn czyli hotelu i restauracji dla podróżników. Właściciel mówi, że ma jeden jedyny wolny pokój, na widok którego wybuchamy śmiechem. Malutkie pomieszczenie ma wymiary 2 x 2 m, posiada drewniane łóżko w kształcie łzy, a miejsce jest jedynie na wentylator i bagaż. Wprost z tej dziupli wychodzi w morze taras, o który z hukiem rozbijają się fale. Do pokoju wchodzi się poprzez wahadłowe, wysokie na metr i zamykane na skobel drzwi prowadzące do jadalni i kuchni. Od tych pomieszczeń oddziela nas jedynie firanka. Właściciel zastanawiał się czy będziemy mogli zasnąć przy przeraźliwym hałasie, jaki wytwarzały morskie fale. Decydujemy się jednak tu zostać ( 750 P ze śniadaniem, bez - 600 P). Łazienki w pokoju brak, więc właściciel udostępnia nam własną. Hotel ten oferuje dania ze zdrową żywnością. Na lunch otrzymujemy pięknie podane, barwne dania, delektujemy się niespotykanymi smakami potraw. Po lunchu odwiedzamy Art Cafe prowadzoną przez Szwajcarkę, która jako pierwsza cudzoziemka przybyła do El Nido ponad 10 lat temu. Jest to sympatyczne miejsce, typowa kafejka dla podróżników, oferująca wszelkiego rodzaju pomoc np. w postaci rezerwacji biletów lotniczych na cały świat czy też organizacji pobytu i wycieczek po Palawanie. Następnie zapuszczamy się w biedną dzielnicę El Nido położoną wzdłuż brzegu morskiego. I znów oglądamy slumsy, biedę, brud i nędzę. Drewniane domki zbudowane są często na palach, bowiem morze w czasie przypływu podchodzi pod same domy. Wszystkie nieczystości, brudy i odpadki są wrzucane bezpośrednio do wody, cuchnie okropnie, a w tym śmietniku bawią się gromady dzieci i płynie niczym niezmącone, hałaśliwe życie. Kolację jemy w restauracji Pura Vida prowadzonej przez Austriaka Wolfganga Winkler, który hotelową i gastronomiczną działalność rozpoczął tutaj 7 lat temu i przebywa w El Nido od listopada do końca maja, natomiast drugie pół roku spędza z rodziną w Austrii – żona jest oczywiście Filipinką. Wyjeżdżając do Europy zamyka interes, ponieważ (jak twierdzi) nie może powierzyć tubylcom czegokolwiek, gdyż ze względu na wrodzoną nieodpowiedzialność zniszczyliby wszystko. Austriak opowiada nam o szokujących nas zwyczajach Filipińczyków, którzy bardzo niefrasobliwie podchodzą do śmierci innej, nawet bliskiej osoby. Dobra materialne są dużo ważniejsze. Jeśli np. zostanie popełnione morderstwo to zabójca może uniknąć kary, jeśli kupi jakieś dobra materialne rodzinie ofiary np. telewizor. W zasadzie życie ludzkie wycenione jest na 100.000P i policja odstępuje od aresztowania sprawcy zabójstwa, jeśli rodzina zabitego zgodzi się na „odszkodowanie za śmierć” czyli przyjmie określoną kwotę oraz stwierdzi, że zabójca postąpił słusznie. Podobnie jest w przypadku sprawcy wypadku – wystarczy zakup jakiejś rzeczy, aby rodzina odstąpiła od roszczeń i powiadamiania organów ścigania. Te opowieści potwierdza historia jednego z jego pracowników, który spowodował wypadek, jadąc samochodem potrącił dziewczynę. Chcąc uniknąć sądu i kary zapłacił rodzinie potrąconej 1000 EUR i sprawa zastała zakończona. Bliscy dziewczyny nie mieli żadnych innych roszczeń, pomimo tego, że pozostała ona do końca życia kaleką. Filipińczycy są zresztą nacją żyjącą dniem dzisiejszym, jakby jutro nie istniało. Raczej nie zawracają sobie głowy planowaniem czegokolwiek, a widać to choćby po tym, jak doskonale potrafią zniszczyć środowisko naturalne wokół siebie – łowienie ryb dynamitem spowodowało zniszczenie raf koralowych, trudno znaleźć na wyspach lasy czy jakiekolwiek dzikie zwierzęta, a upodobanie do zaśmiecania własnej ojczyzny jest naprawdę zastanawiające. Filipińczycy, podobno najszczęśliwszy naród w Azji, pracować nie lubią i nigdy po sobie nie sprzątają. Wszelkiego rodzaju śmieci wyrzucają za okno samochodu lub za burtę łodzi, z tego powodu spada np. pogłowie żółwi, bowiem połykają one plastikowe butelki i się dławią. Według Austriaka Filipińczyk to osoba, która zniszczy wszystko, zabije każdą zwierzynę i wytnie wszystkie lasy bez zastanowienia i z miłym uśmiechem na twarzy... Do El Nido nie dociera wielu zagranicznych turystów. Trudno tutaj się dostać. Z Puerto Princessa latają małe samoloty kilka razy w tygodniu, a z Manili 3 razy dziennie małe awionetki 6 osobowe obsługujące 3 resorty położone na wyspach. Dopiero wybudowanie dobrej drogi z Puerto Princessa może zwiększyć liczbę turystów. Łódź do Port Burton płynie 6-7 godzin (1500 P).