"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"
W.Jagielski
RELACJE Z WYPRAW >>> Filipiny/Hongkong/Macao
Dzień 44 * 17 Stycznia/czwartek * Puerto Princesa – San Rafael/Plemię Batak – Puerto Princesa
Ostatni dzień na Palawanie chcemy poświęcić na dotarcie do jeszcze jednego plemienia rdzennych mieszkańców wyspy. Wcześnie rano ponownie jedziemy tricyklem na dworzec autobusowy (100 P) i stąd pierwszym autobusem kierujemy się na północ wyspy do małej wioski San Rafael (70 P). Wysiadamy przy moście na rzece, widzimy przy drodze małą, drewnianą chatę, w której znajduje się sklep. W wiosce tej spotykamy młodego mężczyznę, który mówi po angielsku i jest misjonarzem. Nazywa się Samuel Fabila, ma 42 lata i pochodzi z wyspy Mindoro. Jest członkiem kościoła Foursquare Gospel założonego w Los Angeles/USA w 1927 r i zrzeszającego 5 milionów członków w 123 krajach świata. Mieszkał w wiosce plemiennej Batac przez 4 lata. Niestety 8 lat temu skończyły się fundusze i musiał wrócić na wybrzeże. Czasami odwiedza jej mieszkańców. Przekonujemy go, żeby udał się z nami do Bataków i został naszym przewodnikiem. Najpierw wracamy do sklepiku i kupujemy słodycze i zapałki jako prezenty dla mieszkańców wioski. Wyruszamy w góry. Do pokonania mamy trasę liczącą ponad 2 godziny marszu przez dżunglę i 11-krotnie pokonujemy rwącą, górską rzekę. W czasie marszu dowiadujemy się trochę o zwyczajach i religii plemienia. Pierwsi misjonarze przybyli to tej wioski w latach 60-tych ubiegłego wieku. Byli to Babtyści. Wprowadzali wiarę chrześcijańską, ale nauczali jedynie o Jezusie bez informowania o różnych kościołach i odłamach chrześcijaństwa. Dla tych mieszkańców do dnia dzisiejszego jest to zbyt trudne i nie rozumieją podziałów w kościele chrześcijańskim. Dlatego też misjonarze z różnych kościołów umówili się, że będą nauczać podstaw wiary chrześcijańskiej bez konieczności deklarowania przynależności do jakiegoś konkretnego kościoła. Pomimo starań misjonarzy wpływ animizmu jest jednak ogromny, Batakowie wierzą w Boga, który powstał z wielkiej skały znajdującej się w wodzie. Nazywają go Anito lub Paniaon. Każdego roku w marcu odbywa się ceremonia trwająca 15 dni ku czci tego Boga i głównym elementem ceremonii jest taniec Lambayan – tak też nazywa się to święto. Wówczas cała wioska przenosi się do lasu i zamieszkuje wewnątrz dżungli.
Tutaj śpią i odbywają rytualne ceremonie. W trakcie marszu nasz przewodnik pokazał nam miejsce, w którym odbywały się rytuały 2 lata temu. Po drodze nagle naprzeciwko nas wyłania się grupa tragarzy. Okazuje się, że są to mieszkańcy wioski – Batakowie. Po raz pierwszy możemy ujrzeć rdzennych mieszkańców. Mężczyźni, lub raczej jeszcze chłopcy, niosą w wielkich koszach zebrany w dżungli ratan na sprzedaż do San Rafael. Wyglądają całkowicie inaczej niż spotkani do tej pory Negritos. Ubrani są bardzo skromnie w proste, bawełniane koszulki i spodenki, najczęściej chodzą boso lub noszą plastikowe klapki. Są dość niscy, o wzroście niewiele powyżej 150 cm, mają czarne, kręcone włosy i śniadą cerę. Mijamy ich i po następnej godzinie dochodzimy do wioski. Naszym oczom ukazują się drewniane, niezwykle proste chaty zbudowane na palach, biega dużo półnagich dzieci, kobiety ubrane są jedynie w spódnice. Taki topless stanowi tutaj normę, spotykamy się z takim strojem po raz pierwszy w ciągu tej podróży. W wiosce mieszka 45 rodzin. Batakowie są pierwszymi, najstarszymi mieszkańcami Palawanu. Ich przodkowie przed tysiącami lat przybyli na te tereny z Eurazji. Żyje dziś jedynie 360 osób, a niewiele więcej było 100 lat temu, kiedy ich liczebność określono na 700 osób. Batakowie zamieszkiwali tereny nad morzem, ale uciekli w góry, kiedy na Palawan dotarli ludzie z innych wysp. 10 lat temu rząd rozpoczął projekt ochrony zdrowia ludności plemiennej. Wcześniej jedynie 50% dzieci dożywało wieku dojrzałego, wśród dorosłych również panowała duża śmiertelność ze względu na szerzącą się malarię, gruźlicę i sepsę. Teraz sytuacja bardzo się poprawiła. Malaria obecnie nie występuje. W wiosce spotykamy byłego szefa wioski, 48-letniego Perfecto Salvador, którego żoną jest Anisia z plemienia Tagbanua z wioski w okolicach Sabang.
Ma 31 lat i 4 dzieci. Perfecto jest jej drugim mężem i ma z nim kolejne 3 dzieci. Pierwsze dziecko zostało z ojcem w Sabang, który jest również Tagbanua. Rozwód uzyskała, ponieważ rodzice obojga małżonków i starszyzna plemienna wyraziła zgodę. Również małżeństwo można zawrzeć jedynie po uzyskaniu takiej zgody. Prezentują nam oryginalny strój plemienia Batac -mężczyźni noszą jedynie przepaskę wokół bioder i maczetę przywiązaną sznurkiem do pasa, kobiety - wzorzyste spódnice. Zwiedzamy wioskę i obserwujemy leniwie płynące życie jej mieszkańców. Paleniska są umieszczone naprzeciwko chat, kobiety przygotowują posiłek. W jednej z chat rozmawiamy z młodą mamą karmiącą niemowlę. Nazywa się Rodylin Patero i ma 17 lat. Jest Batakiem. Przez stulecia Batakowie nosili jedynie imiona. Nazwiska zostały im nadane około 100 lat temu, gdy rząd rozpoczął ewidencję ludności. Jej matka rozpala ogień na palenisku. Mąż młodej Rodylin ma 30 lat i jest Tagbanua. Nazywa się Dudi Patero i pochodzi z Aborlan. Noel – szef wioski Tagbanua Kabigaan z którym rozmawialiśmy 2 dni temu jest jego wujem. Świat jest mały na Filipinach. Dudi zawędrował w te okolice w poszukiwaniu ratanu. Znalazł ratan i żonę. Pobrali się w miesiąc po poznaniu. Rodzice obojga przedyskutowali fakt ich ślubu, wyrazili nań zgodę i od 2 lat są małżeństwem. Utrzymują się ze sprzedaży ratanu. Ich głównym pożywieniem jest ryż, jadalne korzenie, słodkie ziemniaki, warzywa oraz upolowane dzikie świnie lub kury. Ogólnie Batakowie są bardzo nieśmiali i unikają kontaktu z innymi grupami ludzi. Nie mają zdolności „handlowych” jak np. Tagbanua, żyją bardzo skromnie. Do Puerto Princessa wracamy autostopem, kierowcą jeepa, który nas zabiera okazuje się mieszkający tutaj od 20 lat Francuz. Postanowił osiąść na Filipinach jako młody,
27-letni mężczyzna. Osiedlił się i przez 17 lat mieszkał samotnie na Flower Island czyli wyspie kwiatów. Później, kiedy zaczęli pojawiać się turyści, rozpoczął budowę chat dla nich, w końcu, 10 lat temu, stworzył Casa Rosa w Taytay, który nas zachwycił. Hotel ten sprzedał 2 miesiące temu i teraz buduje hotel w Puerto Princessa. Ma tutaj 9-cioro dzieci, drugą filipińską, młodą żonę i od 20 lat nie opuszcza Palawanu. Nadał nazwę wyspie Flower, a później od lokalnych mieszkańców dowiedział się, że wyspa ta nazywa się tak samo w lokalnym narzeczu. Po drodze do Puerto zatrzymujemy się w wiosce wietnamskiej, dawniej zamieszkanej przez Wietnamczyków, dziś opustoszałej. Jedynie kilka domów jest zamieszkałych, funkcjonuje również restauracja, ale całość robi raczej przygnębiające wrażenie. Wracamy do Puerto Princessa. Jest to nasz ostatni wieczór na Palawanie, spędzamy go w najlepszej restauracji w mieście o nazwie Kalui, serwującej potrawy przede wszystkim z owoców morza. Kosztujemy wyśmienite potrawy siedząc na podłodze, na poduszkach przy niskich, stylowych, drewnianych stołach. Obsługa i atmosfera jest rewelacyjna, a miejsce naprawdę godne polecenia.