"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Filipiny/Hongkong/Macao

Dzień 28 * 1 Stycznia 2008/wtorek * Camiguin Island / walka kogutów

W pierwszy dzień Nowego Roku jesteśmy sami w całym hotelu. Na noworoczne śniadanie dostajemy naleśnik z mango i bananem. Brak jest jakiegokolwiek świątecznego nastroju. Wszędzie panuje lekki nieład, a Filipińczycy zachowują się jak zwykle, więc na wszystko mają czas, praca nie zając i nie ucieknie, z zapałem oddają się swojemu ulubionemu hobby, czyli spaniu gdzie popadnie. Po południu jedziemy do Mambajao obejrzeć walki kogutów. Motorowy Jeepney- liliput zawozi nas na miejsce (6P) i wchodzimy na widownię (20 P) okalającą arenę, na której pierwsze tego dnia koguty przygotowywane są do walki. Najpierw dwóch właścicieli kogutów musi się zgodzić na ich walkę. Po osiągnięciu porozumienia przytwierdzają do jednej z nóg koguta bardzo ostry brzytwę i udają się z ptakami na ogrodzoną arenę, bardzo przypominającą miejsca walk gladiatorów, naturalnie w o wiele mniejszej skali. Od właściciela areny musimy uzyskać zgodę na robienie zdjęć podczas walki. Zostajemy przez niego zaproszeni do loży honorowej. Przed walką właściciele prezentują publiczności swoich ptasich gladiatorów, później oddają koguty osobom prowadzącym walkę. Wtedy następują zakłady. Trwa to do 2 minut i zaczyna się walka. W dniu dzisiejszym obstawiano w wysokości 500-700P. Sama walka trwa krótko 2-3 minuty. Koguty wzlatują w powietrze i uderzają nogami w przeciwnika. Mając ostry nóż na nodze kaleczą przeciwnika, poza tym atakują dziobami. Pierwsza walka kończy się dotkliwym poranieniem przeciwnika, ale pokonany jeszcze żyje. Właściciel zwycięskiego koguta otrzymuje 3000P. Czekamy na drugą walkę obserwując około setki zgromadzonych na widowni mężczyzn. Kilku właścicieli kogutów szuka przeciwników dla swoich ptaków. W końcu, po kilkunastu minutach, jest druga para kogutów do walki. I znów pokonany kogut wygląda strasznie, cały jest we krwi, ale jeszcze żyje. Zostaje dobity poza areną przez swojego hodowcę, który kilka minut wcześniej głaskał jego pióra i całował go po dziobku. Bo przecież Filipińczycy najbardziej na świecie kochają swoje koguty, ale chyba jeszcze bardziej hazard, ponieważ potrafią przegrywać w zakładach ogromne sumy pieniędzy, a nierzadko dorobek całego życia w postaci np. domu. Nie czekamy na następne walki, ponieważ to krwawe widowisko jakoś nas nie pasjonuje. Należy jednak wiedzieć, że jest to jedyny hazard dozwolony przez władze na wyspach.