"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Przez Pustkowia Ameryki Południowej

Dzień 22 * 14 Stycznia/środa * Canada del Brujo

 

Po śniadaniu z ciekawością przyglądamy się innemu niż u nas sposobowi siodłania koni. Cechą charakterystyczną jest kilka warstw derek i skóry przewiązanych paskami zamiast popręgu. Na samą górę idzie gruba, owcza skóra z dużym włosem – siedlisko dla jeźdźca komfortowe. Jedziemy do Parku Quebrada de los Cuervos, małego dość głębokiego kanionu ukrytego wśród wzgórz położonego o 2 godziny jazdy. Część drogi pokonujemy drogą gruntową, a część zboczami górskimi, miejscem wypasu bydła. Zostawiamy konie i idziemy na pieszą wycieczkę. Przy wejściu do Parku duża, widoczna tablica ostrzega nas przed 4 rodzajami węży, które możemy spotkać po drodze. Nagle naszą drogę przebiega kilka pancerników, szybko kryjąc się w wysokiej trawie. Po kilkunastu minutach dochodzimy do drewnianego pomostu, którym docieramy na stromą krawędź kanionu. Pomost ten przebiegający metr na ziemią chroni bujną roślinność przed zadeptaniem przez odwiedzających. Bardzo stromym, ubezpieczonym linami stokiem schodzimy na dno kanionu, którym płynie rwący, szeroki strumień. Sam kanion ma około 2 km długości, natomiast dla turystów udostępniony jest niewielki jego fragment. Bujna, tropikalna roślinność i duża duchota sprawiaj, że pot z nas się leje. Po 2 godzinach docieramy z powrotem do koni. Tutaj lunch i obowiązkowo Yerba Mate, którą pije się z jednego kubka podawanego z rąk do rąk. W drodze powrotnej mijamy wioskę indiańską plemienia Guarani. Jedziemy zboczami górskimi wśród wypasanego bydła. Całe tereny należą do prywatnych właścicieli ziemskich zajmujących się hodowlą i wypasem bydła. Z uwagi na jakość trawy i ich ilość na górskich zboczach przyjmuje się, że do wypasu jednej krowy potrzeba 1 ha łąki. Kilkusethektarowe działki dzieli druciane ogrodzenie. Czasami krowy niszczą ogrodzenie i buszują na działkach sąsiadów. Tak też się zdarzyło jak wracaliśmy. Pablo rozpoznał obce stado bydła pasące się na gruntachprzyjaciela i poprosił nas, abyśmy mu pomogli złapać uciekinierów i zagonić ich na właściwą działkę. W ciągu około godziny galopowaliśmy po stromych zboczach zapędzając pojedyncze sztuki bydła na właściwą działkę. Czuliśmy się jak prawdziwi gaucho. Nasza praca zakończyła się sukcesem i całe stado znalazło się we właściwym sektorze. Po południu i wieczorem Pablo opowiada o swoim życiu, kraju i jego mieszkańcach.