"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"

W.Jagielski


RELACJE Z WYPRAW >>> Chiny - co dalej?

Lijiang - Jechaliśmy do Lijiang mając nadzieję na odnalezienie kawałka starych, przebogatych w tradycje Chin. Nasłuchaliśmy się już w Polsce opowieści o tym przecudnym, urokliwym mieście, wpisanym zresztą na listę UNESCO i spodziewaliśmy się zobaczyć właśnie takie zaczarowane miejsce….Ale niestety, znów spotkało nas kolejne rozczarowanie i zdziwienie. Miasteczko może jeszcze kilka lat temu było urokliwe, na pewno posiadało swoisty klimat, ale teraz można pisać o tym jedynie w czasie przeszłym, ponieważ w chwili obecnej zostało zadeptane nogami tysięcy turystów, przemierzających wąskie, stare uliczki w poszukiwaniu mniej zatłoczonej kafejki czy kolejnego sklepu z pamiątkami. Zostało wybudowane przez lud Naxi blisko tysiąc lat temu i stanowiło ważny ośrodek polityczny, kulturalny i handlowy. Na xi zaliczanie są do 55 oficjalnych mniejszości etnicznych zamieszkujących Chiny, posługują się językiem z grupy tybetańsko-birmańskiej i głównie zamieszkują w prowincji Yunnan, ale spotkać ich można także w Syczuanie i Tybecie. W języku Naxi sylaba „Na” oznacza szanowaną, starszą osobę, natomiast dalsza część słowa czyli „Xi” znaczy: ludzie. Naxi mają bogatą literaturę i sztukę, stworzyli m.in. pismo piktograficzne, które jest obecnie jedynym takim używanym na świecie. Wiele pamiątek, które wyrabiają i sprzedają jest ozdobionych piktogramami. Przed utworzeniem nowoczesnych Chin w roku 1949 większość ludzi z tej mniejszości etnicznej wierzyła, że wszystko posiada nieśmiertelną duszę, a bogowie zamieszkują w domach, których to z tego powodu nie wolno niszczyć. W dzisiejszych Chinach wyraźnie widać, że takiego poglądu absolutnie nie podzielają współcześni i nowocześni Chińczycy, którzy są wręcz ogarnięci jakąś pasją unicestwiania wszystkiego, co stare. Panuje wśród nich pogląd, że aby powstało nowe stare musi umrzeć. Nie mogliśmy zrozumieć, skąd bierze się taka pasja demolowania? Rewolucja kulturalna starła z powierzchni ziemi niezliczoną liczbę wspaniałych świątyń, domów, cudownych budowli, a nowoczesne Chiny upierają się, żeby zniszczyć resztę. W mieście Jinghong pojechaliśmy do położonego na jego obrzeżach buddyjskiego kompleksu świątynnego Mengle. Mieliśmy ochotę na chwilę odpoczynku w ciszy i spokoju, może chwilę zadumy z dala od komercyjnego, rozkrzyczanego, pełnego reklam i hałasu miasta. Tam też przeżyliśmy szok - otóż kompleks ów, położony w pięknym parku poza metropolią, jest świeżo wzniesiony i wygląda jak park rozrywki raczej, a nie świątynia… Za wstęp należy zapłacić całkiem niemałą kwotę, ale można porobić zdjęcia medytującym mnichom oraz posłuchać mantr buddyjskich płynących z…umieszczonych w trawie głośników. Można naturalnie zjeść jakąś kiełbaskę, wypić kawę i nakupować różnych pamiątek. Byliśmy kompletnie zniesmaczeni tym komercyjnym miejscem, ale na szczęście przysiadło się do nas kilku młodych, buddyjskich mnichów, którzy doskonale władali językiem angielskim i popłynęła opowieść o tym, że nie do końca jest to taka komercja i sprzedaż świętości, jakby się to mogło wydawać.