"Dotknąć samemu, sprawdzić jak jest naprawdę"
W.Jagielski
RELACJE Z WYPRAW >>> Chiny - co dalej
Z przygranicznego miasteczka wyruszyliśmy w dalszą podróż przez usytuowaną u wrót Azji Południowo-Wschodniej, leżącą zawsze na obrzeżach imperium przecudnej urody prowincję Yunnan co po chińsku znaczy „Na południe od chmur”. Autobusik, którym podróżowaliśmy, kilkakrotnie zatrzymywała policja celem sprawdzenia dokumentów. Yunnan jest fascynującą, zróżnicowaną geograficznie i kulturowa krainą zamieszkałą przez 24 mniejszości etniczne, które od 1979 roku mogą otwarcie praktykować swoje religie i obyczaje.
Podziwialiśmy soczyście zielone wzgórza, turkusowe jeziora, prowadzone na zboczach górskich i wyglądające niezwykle malowniczo uprawy ryżu i herbaty,byliśmy goszczeni przez przyjaznych, otwartych, barwnie ubranych ludzi. Po kilku dniach podróży krętymi,
wąskimi, malowniczymi drogami dotarliśmy małym lokalnym busikiem do miasta Luchun i wysiedliśmy na….bardzo nowoczesnym, rozległym, najwyraźniej świeżo zbudowanym dworcu autobusowym. Wokół nas widoczne były również niedawno wzniesione bloki mieszkalne, a wkrótce okazało się, że w zasadzie całe miasto przypomina duży plac budowy.
Pierwszy raz wówczas zobaczyliśmy, że można przestawiać góry w sensie dosłownym, ponieważ Chińczycy właśnie to robią i zdają się w ogóle nie zwracać uwagi na tak mało, ich zdaniem, istotne rzeczy, jak ochrona przyrody i środowiska. Prowadzą w tej górzystej prowincji czteropasmowe autostrady, równają wierzchołki gór i na takim,
już płaskim terenie, budują blokowiska. Jest to rzeczywiście imponujące, ale jednocześnie brak szacunku dla otoczenia budzi przerażenie i jakiś wewnętrzny sprzeciw. Można powiedzieć, że w tym mieście, w tym punkcie, kończy się jakiś prawdziwy Yunnan, po którym dane nam było podróżować przez kilka ostatnich dni. Zaczyna się Yunnan opanowany chińską transformacją….Górzyste tereny pogranicza Chin i Wietnamu zamieszkuje wiele mniejszości etnicznych, w mieście Luchun spotkaliśmy wywodzących się z Qiangów i przybyłych do Chin z Wyżyny Tybetańskiej około III wieku przedstawicieli grupy Hani, wyznawców animizmu i praktykujących kult przodków. Ludzie ci to w przeważającej liczbie rolnicy, uprawiający na swoich żyznych poletkach ryż, kukurydzę, bawełnę, orzeszki ziemne oraz herbatę.
Bardzo typowym zwyczajem dla Hani są uliczne bankiety, w których niskie stoliki ustawione są wzdłuż ulicy, przypominając kształtem barwnego węża lub, jak chcą Hani, smoka. Jest wiele zasad, jeśli chodzi o ustawienie stołów, goście zostają umieszczeni przy nich wg tego, jaką rolę odgrywają w społeczności. Pierwszy stolik nazywa się „głową smoka”, natomiast ostatni „ogonem”. Zwykle takie bankiety są organizowane przy okazji ważnych wydarzeń jak np. powitania Nowego Roku. My mieliśmy przyjemność i zaszczyt uczestniczyć w ulicznym bankiecie zorganizowanym z okazji zaślubin młodej pary. Przemierzaliśmy bezduszne, nowoczesne miasteczko i czuliśmy się nieco zdezorientowani i zaskoczeni tym, co widzimy. Okoliczne pola ryżowe systematycznie niszczył ciężki sprzęt budowlany, koparki wyrywały kawałki malowniczych gór i przygotowywały miejsce pod przyszłą autostradę. Obok nas, na świeżo zbudowanym moście stała ubrana w tradycyjne ludu Hani stroje para ludzi w średnim wieku. Oboje wpatrywali się w pobliski plac budowy, kobieta płakała. Możliwe, że patrzyła na miejsce, na którym jeszcze kilka tygodni wcześniej stał jej dom…