Publikacje > Relacje > Gieniusze 2-4.10.2009

Na początku października (02-04.10.2009) rajdowcy po raz kolejny spotkali się w Gieniuszach u niezwykle gościnnego i znanego z ogromnego zaangażowania w rozwój sportu jeździeckiego pana Jerzego Maliszewskiego. Po raz pierwszy w historii rajdów odbyły się tutaj Mistrzostwa Polski Młodych Koni połączone z Ogólnopolskimi Zawodami w Długodystansowych Rajdach Konnych. W zależności od wieku koni startowały one w odpowiednich dla siebie konkursach, a mianowicie: konie 4-letnie musiały przebyć dystans 30 km (klasa L), 5-latki -56 km (klasa P) , a 6-latki-86km (klasa N) zgodnie z obowiązującym regulaminem. Z naszego klubu w MPMK wystartowała Beata na Zamanie w klasie L oraz ja na Adilu w klasie N. Poza wzięciem udziału w Mistrzostwach startowałyśmy jeszcze w Zawodach Ogólnopolskich na innych koniach. I tak : w klasie 1* jechała Beata na Asłanie (wygrała po długim i trudnym finiszu) oraz ja na Drylingu w klasie L (zajęłam trzecie miejsce). Wiele osób z zainteresowaniem oczekiwało na pierwsze w historii MPMK. Sama z niecierpliwością i lekkim niepokojem śledziłam poczynania KRD oraz osób decydujących o tym konkursie zastanawiając się, czy w ogóle zostaną one zorganizowane. Zawody jednak odbyły się i myślę, że w dużej mierze jest to zasługa nieocenionego pana Maliszewskiego.

Uważam, że dzięki tym zawodom nastąpił kolejny „kroczek” do przodu, jeśli chodzi o polskie rajdy. Mimo dość małej obsady koni zgłoszonych do startu na poszczególne dystanse myślę, że rokowania są optymistyczne, ponieważ znalazła się jednak taka stawka koni, która zdołała spełnić „minimum”, aby wystartować w danych konkursach. I tym oto sposobem zostały obsadzone wszystkie trzy kategorie wiekowe koni. Mam nadzieję, że będzie takich koni z roku na rok coraz więcej i może kiedyś doczekamy się takiej frekwencji koni i zawodników jak to ma miejsce na zawodach we Francji czy innych krajach. Zdecydowaną nowością w MPMK była dla nas tzw. ocena konia przez komisję PZHKA na płycie oraz trójkącie, ponieważ wielu zawodników prezentowało konie w ten sposób po raz pierwszy w życiu. Myślę jednak, większość rzeczy da się poprawić i będzie lepiej w przyszłości. Atmosfera zawodów- świetna, na trasie współzawodnictwo „na noże” odeszło w kąt i rywalizacja była zdrowa, a nawet można było liczyć na czyjąś pomoc lub wyrozumiałość. Gdy poiłam konia w strumyku tarasując tym samym przejazd nadjeżdżającym zawodnikom (z różnych konkursów) po prostu grzecznie i z pełną kulturą poczekali oni te całe 30 sekund aż mój koń się napije – nie było przepychania i przejazdów „na łeb i szyję”, co już niejednokrotnie spotykałam na zawodach (to ta niezdrowa rywalizacja). Może wreszcie rajdowcy rozumieją, że te kilka „kurtuazyjnych” sekund nie może mieć istotnego znaczenia dla ostatecznego wyniku, bo to nie są zawody na Służewcu. Niewątpliwie owa grzeczność było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i …oby tak dalej! Widać było jednak, że nie wszyscy jeszcze tą kulturę jazdy nabyli, ale może niektórym trzeba dać trochę więcej czasu.

Ogółem jestem bardzo zadowolona ze startu, ponieważ Adil dał z siebie wszystko, całe dziesiątki kilometrów po prostu leciał nie zważając na nic (również na temperaturę, która była dosyć nieprzyjemna ze względu na panujący chłód i zimny wiatr), było można spowodować u konia kulawiznę na skutek przewiania itd. Oczywiście jeźdźcy -łatwo nie mieli choćby ze względu na panującą temperaturę, większość przybierała dosyć dziwne kolory twarzy, włączając w to również mnie. Faktem istotnym jest, że dla Adila, był to pierwszy poważny dystans i jestem zadowolona, że ukończył zawody ze świetnymi ocenami i w dobrym tempie zajmując drugie miejsce. Kolejnym powodem do dumy było to, że wszystkie nasze konie skończyły zawody w bardzo dobrej formie. Po przyjeździe do domu powitały z radością pastwiska i okazały radość brykaniem i cwałowaniem, ciesząc się zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Takie widoki zdecydowanie napawają radością. To jakby „pozwolenie” i „przepustka” do dalszych, a zarazem wyższych konkursów w przyszłych latach, sezonach itd. I oby każdy ze swoim podopiecznym mógł czegoś takiego doświadczać.
Kasia Kłosek